: p h o t o n o t e s :

Sunday, September 22, 2013

Art of Fun 2013













Gry i zabawy, muzyka, dobre jedzenie i dobra energia, czyli Festiwal Art of Fun w Białej Podlaskiej. Pełna relacja z imprezy: Art of Fun Festiwalartoffun.org

Tuesday, September 17, 2013

Akacja







Babcia o akacjach na swoim podwórku:

"Jakie tam były wielkie akacje! I brzózka była. Dziadek zasadził. I był jeszcze metr podwórka, ale sprzedałam, żeby bratu Jankowi wesele wyprawić."

Sunday, August 18, 2013

.


"Boże, Boże, idź w pokorze, tak, tak, tak, 
Boże, Boże, niech Ci Bozia dopomoże i Ojciec Święty też.
Tak, tak, tak, właśnie tak, teraz sobie drzwi otworzę, żeby przejść i za tobą wejść."




"Jeszcze tylko pociągnę usta szminką i możesz mi zrobić to zdjęcie. Ładnie wyglądam w tej niebieskiej garsonce? Gdzie ta szminka, przecież zawsze tu była, gdzie ją znowu schowali? A może to ja schowałam? Nie, ja bym przecież jej nie schowała. Poczekaj, bez szminki nie rób zdjęcia, no gdzie ta szminka..."


Nadszedł czas nieustającej zabawy w chowanego, detektywów i złodziei. Za płotem czają się wrogowie, przed którymi uginają się zaryglowane drzwi, zamknięte okna, wymienione zamki. Kradną znalezione w szafie dolary, słoiki ogórków, szminki do ust. Na szczęście czasem nie kradną, tylko przekładają w inne miejsce. Wtedy trzeba wziąć się za szukanie. Skrytki bywają wyjątkowo wymyślne, ślady najczęściej znikome. Zabawę utrudniają klucze od zamkniętych szaf, poukrywane w foliowych torbach pochowanych w inne foliowe i skórzane torebki. To zabawa dla wytrwałych, może trwać od kilku godzin do kilku dni.

Saturday, July 20, 2013

archiwum #3


Okularnicy, lipiec 1974


(do przeszukiwania domowych archiwów zainspirował Miesiąc Fotografii i projekt Album rodzinny Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę")

Wednesday, July 10, 2013

Thursday, June 27, 2013

"W nowej książce Mendozy pojawia się takie zdanie: Bez przeszłości i przyszłości wszystko jest teraźniejszością, a ona jest ulotna. Choć wypowiada je tam niespełna rozumu chiński staruszek, doskonale pasuje do dzisiejszej fotografii. Nowy aparat to nie wszystko. Liczą sie przede wszystkim tworzone kadry. Jeśli zaś ktoś lubi fotografować na małoobrazkowym filmie nie wmuszajcie mu cyfrówki."

źródło: Wojtek Tkaczyński, "Opowieści z krypty" dla fotopolis.pl

Wednesday, June 26, 2013

Glinożerca







Glinożerny Krzysztof pożera glinę na śniadanie. Zdrowa dieta i ciepło właściwe to podstawa - każdy dobry gliniarz to wie.


Wednesday, June 19, 2013

Babciarap


"Ja teraz muszę uratować swoją duszę,
ja teraz muszę uradować swoją duszę,
tak, tak, tak, ja tak uraduję cały świat,
dana, dana, dana, od rana będę, kochana,
tak mi się zrobiło, że mi się trochę pokręciło,
ale ja pokręcę, zakręcę i wszystko odkręcę,
i tu będzie tak, tu będzie cały świat.

Tu wszystko na gest, tu jest
tak, jak jest,
muszę złożyć i sobie położyć,
i składam, i składam,
i poskładałam,
i tak jest, i będzie tak
ja tutaj teraz mam cały świat."

(Babcia przyłapana na rapowaniu)






Thursday, March 28, 2013

25.03



Jest 25 marca. Od soboty chodzę poobijana. Od tchawicy po trzustkę moje narządy wewnętrzne, tkankę mięśniową i łączną szkieletową pokrywają siniaki w kolorze selera naciowego.

 I chodzę z tymi siniakami, lekko nieporadnie. Chwieję się na każdy silniejszy podmuch czegokolwiek i nie rozumiem jak to może być, że za pięć dni umrze, a za siedem zmartwychwstanie dla chrześcijan Jezus Chrystus – ale tylko Chrystus katolicki, ten prawosławny woskrese dopiero w maju. W przedtydzień tej wiekopomnej rocznicy, z tymi siniakami, obitym sercem i wątrobą, przypominam sobie, jak dowiedziałam się o śmierci innego króla, króla popu i degrengolady. W pełnym słońcu brukselskiego lata, gdzieś w dzielnicy Anderlecht, błąkając się wraz z moim ówczesnym kochankiem po sparzonych słonecznym wrzątkiem ulicach.

Tak więc jest rok 2009, miesiąc Juliusza Cezara. Idziemy w poszukiwaniu zielonego słońca, jakby tego prawdziwego było nam mało. Zachodzimy do arabskich barów z kartonu, bo tam za drobną opłatą to słońce można dostać.

Stacja pierwsza. On sprawdza, ja na czatach z psem o imieniu Fajw. Staram się ukryć inne czworonogi przed jego wzrokiem, bo Fajw znieść widoku swych braci psów nie może. Po chwili mój krótkowłosy kochanek w kaszkiecie wychodzi żwawym krokiem. Czyli pudło. Idziemy dalej. Wspinamy się jakimś tam bulwarem księcia z Liège, a może ulicą Ekspansji; nagrzane mury kamienic parują gorącem, gęste powietrze napiera, z trudem łapiemy oddech.
Stacja druga. Czekamy, żar praży Fajwa, praży też mnie, strużki o smaku Morza Martwego ściekają po naszych plecach – jego owłosionych pitbulową sierścią, moich jakimś pseudobawełnianym odzieniem. Mrużymy oczy. Zza plakatu biało-pomidorowego z czarnymi elementami wyłania się nasz luby w kaszkiecie – nasz, bo Fajw też go kocha –  z miną nietęgą.

Zielone słońce coraz dalej, to prawdziwe coraz niżej, a krzyż coraz cięższy.

Pomidorowo-białe plakaty migają tu i ówdzie, kurz lepi się do naszych słonych powłok, kroczymy wolniej. Coraz wolniej. Stacja trzecia. Kolejny arabski bar z kartonu. Kilka plastikowych stolików, klasycznie niedomytych, jakby po wczorajszym grillu, telewizor z muzycznym kanałem brzęczy w tle. Dźwięki powolnie zataczają ósemki w rytm darbuk, lutni i przesterów. Za ladą trzy butelki Sprite’a, kilka batoników z wyblakłą etykietą i arabski król w łańcuchu z kongijskiego złota. To tu. Nareszcie. Siadamy. Szybka wymiana. Słońce w kolorze selera naciowego ląduje głęboko w kieszeni, wychodzimy.

Złota kula chwilowo za murami, oddychamy chciwie. Fajw po swojemu, ze zwieszonym jęzorem, my swoje chowamy. Otwieramy oczy.

Na pomidorowo-białym plakacie czarne elementy zaczynają układać się w znajomy owal twarzy.
To on. Król popu Michael Jackson i podpis: „We miss you!”. Przerażeni wracamy do arabskiego baru z kartonu, pytamy: czy to się stało? Jak to się stało, jak to się mogło stać? Arabski król zmienia tylko kanał, darbuki cichną: śledztwo, zły lekarz, dochodzenie, płacz. Król popu i degrengolady nie żyje. 26 czerwca 2009, równo siedem miesięcy i jeden dzień po narodzinach Jezusa Chrystusa ubiegłego roku.

A w mojej pamięci na pięć dni przed jego śmiercią i tydzień przed Zmartwychwstaniem.

Wychodzimy, lekko poruszeni, nie żeby od razu wstrząśnięci. Złote słońce za plecami, to zielone w kieszeni, król popu i degrengolady nie żyje, Król chrześcijan umarł – ale Zmartwychwstanie, narodzi się i umrze znowu. A ten arabski, całkiem żywy, dalej w swym barze z kartonu, wygląda zza progu jak podążamy na północ ulicami Anderlechtu, przez Molenbeek, aż na Schaerbeek – przez budowniczych ze Wschodu, co kurwami lubią rzucić, nazywany z polska „Skarbkiem”. Tuż za parkiem Jozafata, bardzo żywi i w całkiem miłosnych okolicznościach, zaświecimy tam nasze zielone słońce, gdy to złote umrze na dziś, zatapiając się w kolorze pomidorowym. 





Sunday, March 24, 2013






♫ Amadou & Mariam - Oh Amadou

Y'a des jours de bonheur
Y'a des jours de malheur
Y'a des moments de plaisir
Des moments qui font souffrir
Oh Amadou
Tu n'as pas le choix
Oh Amadou
C'est plus fort que toi


Friday, March 22, 2013