: p h o t o n o t e s :

Friday, March 28, 2014

28032014


♫  "Her" Soundtrack



Kwietne bomby ponad horyzontem wiszą na linach
żelaznych
Nie spadną, bariera smogu odpiera nieruchomo
atak przyjaciela
siłą odśrodkową wydychanych przez miasto nieczystości
Tylko czarne ptaki spijają żelazny nektar z lin
i odlatują w nieznane, gubiąc pióra i ćwierkając 
złowrogo w nieznanym języku

Friday, March 7, 2014

07032014



Basia & Krzysiek


W oczekiwaniu na nowe skany / Waiting for new scans...

Wednesday, January 22, 2014

22012014


"Pamiętam, jak mnie zaskoczyło, że natura była obojętna na  to, co się działo: zaczynały dojrzewać kasztany, pierwsze mgły podnosiły się z doliny. Z daleka  dochodził mnie odgłos potoku i dzwoneczków kóz Brunalby. Natura była kompletnie niezainteresowana naszymi ludzkimi tragediami, jakbyśmy nic nie znaczyli. Moglibyśmy nawet  zniknąć, nie pozostawiając po sobie wielkiej pustki."

Tiziano Terzani,  "10 września 2001 dzień, którego nie było" [w] Listy przeciwko wojnie


///

"Mi ricordo con quanto stupore mi accorsi che la natura era indifferente a quel che succedeva: le castagne cominciavano a maturare, le prime nebbie a salire dalla valle. Nell'aria sentivo il solito, lontano frusciare del torrente e lo scampanellio delle capre della Brunalba. La natura era assolutamente disinteressata ai nostri drammi di uomini, come se davvero non contassimo nulla e potessimo anche scomparire senza lasciare un gran vuoto."

Tiziano Terzani, "10 settembre 2001: il giorno mancato" [in] Lettere contro la guerra


♫  Stars of the Lid

Thursday, January 16, 2014

14012014

 


"Ja już nie śpię od 40 lat!", mówi Babcia za każdym razem, gdy pytam, czy dobrze spała. "40 lat temu zgubiłam sen i od tamtej pory nie mogę zasnąć." Odkąd pamiętam, czyli od jakichś dwudziestu paru lat, mówi też, że następnych urodzin nie doczeka. Dziś ma 93 lata. Gdy pytam, czy przyjdzie mnie odwiedzić, odpowiada bez zastanowienia: "Ja to bym poszła nawet na bal! Ale moje nogi są teraz bezrobotne, nie chcą chodzić". Te same nogi 2 lata temu wdrapały się po kryjomu po schodach na 2 piętro szpitala, żeby udowodnić lekarzowi, że są całkowicie sprawne. "Gdzie jest pani N.?" - zapytał lekarz szukając babci w sali, w której powinna być. "Powiedziała, że czeka na pana na 2 piętrze" - odpowiedziały współtowarzyszki ze szpitalnej sali. "Przecież ona nie może chodzić!" A jednak mogła. Babcia lubi płatać figle.

Pomimo tych 93 jesieni na karku, w głowie porządek: poczucie humoru bez zarzutu, umysł bystry, język cięty. Tylko jeden fakt może dziwić: podobno widuje w telewizorze Jezusa. Jak twierdzi, nie chodzi ani o obrazy, ani o filmy o Jezusie. Uważa, że on jej się tam objawia. "I wtedy podchodzę do niego, obejmuję to pudełko [telewizor] i całuję! Tak lubię, jak on przychodzi." Dlatego telewizor musi być cały czas włączony. Gdy o tym mówi, jest tak rozpromieniona i tak uroczo się uśmiecha, że aż wstyd mi nie wierzyć.


//


"I haven't slept in 40 years!", answers my grandma every time I ask her if she had a good sleep. "I lost my sleep 40 years ago and since then I can't fall asleep again". As far as I remember, for some 25 years, she repeats constantly that she won't be alive for her next birthday. Now she's 93. When I aks her if she'd come to visit me, she replies without any hesitation: "I would even go to a party! But my legs are now unemployed, they don't want to walk". The same legs scaled two floors of hospital stairs just to prove to the doctor that they could walk. „Where's Mrs. N. ?” asked doctor searching for grandma in her room. „She told she'd wait for you on the 2nd floor” answered her hospital roommate. „How come ?! She can’t walk !”. And yet, she could. Grandma likes to play tricks.

Besides 93 autumns already seen in her life, there's an order in her head: she's still got a sense of humour, a clear and clever mind and a sharp tongue. There's only one fact that may be suprising: apparently she sees Jesus in TV. According to what she says it's not his image neither movie that tells his story. She says that Jesus reveals himself to her. "So then I come closer to him, I embrace this box [TV set] and I kiss him! I like it so much when he comes." That's why TV has to be turned on constantly. When she tells about this fact, she's smiling so shiny that I feel weird I can't believe it. 

Friday, January 10, 2014

Thursday, December 26, 2013

26122013





are you really sure that a floor can't also be a celling?








Gloomy Rome under the rain / Rzym w deszczu

Friday, December 6, 2013

Rzym / Roma

Jak przystało na turystkę – zwiedzam. Dwa tygodnie temu byłam w Rzymie. Musiałam tam pojechać z powodów nie do końca turystycznych (obowiązkowe spotkanie asystentów Comeniusa), ale grzechem wobec losu byłoby wracać do domu zaraz po spotkaniu. Miałam szczęście, trwał akurat Festiwal fotografii, dzięki czemu trafiłam do Muzeum Sztuki Współczesnej Macro na via Nizza, w którym chyba spędziłam proporcjonalnie najwięcej czasu, i to wcale nie dlatego, że na zewnątrz lało. Nie mogłam się wydostać z tego przybytku, bo zwyczajnie nie dało się oderwać oczu od zawrotnych obrazów, w które na każdym kroku układały się architektoniczne detale wnętrza tego budynku (albo to mój autyzm utajony postępuje). Około godziny spędziłam przy przeszklonej ścianie na której rozpłaszczały się liście pnących drzew zlane deszczem. Starałam się to zapamiętać Kievem, nie wiem, co z tego wyjdzie, filmy czekają, aż rozrobię chemię. 
Co do samego budynku, Macro mieści się w dawnym browarze Peroni, który ostatecznie zaadaptowano na Muzeum w 2002 r. zgodnie z projektem Francuzki Odile Decq – dobrze wydane 22 miliony euro. Albo budynek Macro jest fenomenalnie zaprojektowany, albo bilet jest nasączany jakimś narkotycznym detergentem, który sprawia, że ma się takie wrażenie, w każdym razie warto tam wejść. A jak już się wejdzie, warto obejściem nad główną salą wystawową wyjść na dach (nie trzeba za to płacić).
 Z festiwalu udało mi się zobaczyć tylko wystawę główną w muzeum Macro, która moim zdaniem została świetnie zaaranżowana – dużo przestrzeni, dużo oddechu. Można zobaczyć kilka ciekawych projektów, m.in. Foresto biancoAnother Country Paolo PellegrinaTrolleyology, w tym dziwny akcent polski (od 07:54 - dla wytrwałych).
Nie była to jednak jedyna wystawa fotograficzna trwająca akurat w Rzymie, spośród pozostałych wybrałam Roberta Capę w Palazzo Braschi przy Piazza Navona. Tylko reportaże z Włoch, ekspozycja dość kameralna, powiększenia niewielkie i niezbyt fortunnie oświetlone. Gdybym miała wybierać raz jeszcze, poszłabym chyba jednak do Palazzo delle Esposizioni na 125 lat National Geographic albo do Muzeum na Zatybrzu.

Kilka brzydkich obrazków z mojego telefonu:
/ A bit of ugly pictures from my cellphone




Basilica Santa Maria degli Angeli


 
Bukiniści / Bouquinistes



 
Promocja biografii Beatles'ów - 4 fałszujących panów i koncert w księgarni
/ Promo of The Beatles biography - a concert in a library of 4 elderly guys singing out of tune



Panowie z kasztanami za każdym rogiem 

 
Włoski styl przeciwdeszczowy
/ Italian rain style




 

Anagnina - metro A



Macro - Muzeum Sztuki Współczesnej / Museum of Contemporary Art

 
kosmiczna toaleta
/ cosmic toilet



 


Foresta Bianca - bardzo ciekawy projekt, więcej tu (it/en) / interesting project


 
Leo Rubinfien - Wounded Cities

 
Paolo Pellegrin - Another Country














Ciągle pada / Raining and raining


 

Medal za parkowanie 
/ Grand prix for parking



Figury geometryczne
/ Simple geometry


Fontana di Trevi


 
Takiego Van Gogha jeszcze nie widziałam / Van Gogh's face I've never seen before


Włoski styl wieczorowy
/ Italian evening outfit



Dzień jak codzień - Piazza Vittorio Emanuele
/ Every day life in Piazza Vittorio Emanuele



Mają palmy
/ They have palm trees


Mają drzewka cytrynowe w ogrodach
/ They have lemon trees in their gardens




Mają też Koloseum
/ They also have the Colosseum




a nieopodal Forum Romanum lewitujący Hindusi i cygańskie melodie
/ Next to Forum Romanum levitating Indians and Gypsies' tunes



Wyszło słońce, wyszło więcej turystów / More sun, more tourists


 
Wilczyca z chłopakami / Wolf with Remus and Romulus



Trastevere - słońce i rozładowany telefon/ sun and discharged mobile






Na wzgórzu Janikulum / Janiculum hill



Plac św. Piotra - lody błogosławione
/ Blessed ice-creams on St. Peter's Square



Pod Zamkiem św. Anioła / near Castel Sant'Angelo

 
sympatyczna kafejka / very nice café 


Robert Capa - Palazzo Braschi






Piazza Navona



Termini


 

Canolo siciliano, to najlepsza rzecz, jaką jadłam, nawet jeśli zdjęcie ohydne / the best thing I've ever eaten, even it this photo sucks


Powrót do Emilii-Romanii / Back to Emilia-Romagna


Rzym zrobił na mnie ogromne wrażenie. Miał co prawda trochę ułatwione zadanie, bo a) od dwóch tygodni mieszkam w bardzo małym miasteczku, a lubię raczej te duże, w których tętni życie i po których można się szwędać i szwędać, b) Rzym to pierwsze miasto, o którym przeczytałam wcześniej cały przewodnik od deski do deski. Działa to chyba trochę tak, że jak już się taki przykładowy człowiek naczyta o jakimś miejscu i zakoduje w mózgu nazwy własne, będąc tam, ma wrażenie, że bierze udział w czymś strasznie ważnym. W rezultacie jakie to miejsce by nie było, nie wie dlaczego, ale frajda jest większa. W moim przypadku ta frajda zaczęła się już w pociągu, a po wyjściu  na dworzec Termini – na którym zobaczyłam więcej ludzi, niż w sumie przez dotychczasowy dwutygodniowy pobyt w Lugo – przekroczyła akceptowalne przez zakłady zdrowia psychicznego granice (tak, miałam ochotę rozebrać się do naga, wskoczyć do fontanny Najad na Piazza della Repubblica i krzyczeć „Hurra! Jestem w Rzymie!”).

 W Rzymie spędziłam w sumie 3,5 dnia, z czego przez 2,5 padał ulewny deszcz, choć to określenie nie oddaje tego co tam się działo. Wyglądało to raczej tak, jakby nagle w czwartek wieczorem Amerykanie zdecydowali się wylać trochę Niagary na stolicę Włoch, przetransportowali ją w tym celu samolotem nad miasto i trzymali tak do niedzieli rano. To nawet dobrze, dzięki temu na ulicach nie było zbędnych tłumów, nie trzeba było się przepychać przez masę Japończyków, żeby podejść do Fontanny Trevi, a w kaloszach, w nieprzemakalnej kurtce i z parasolem było bardzo przyjemnie. Polecam. Dużo spacerowałam. Z Trastevere przez wzgórze Janikulum do Watykanu, z Salario-Nomentano pod Il Vittoriano, choć i tak najlepszy był spacer przez Villa Borghese, w którym się zgubiłam po ciemku, w ulewnym deszczu i jeszcze bez kaloszy, czyli z basenem w butach.
Wrażenie ogólne: Rzym jest jednocześnie monumentalny, małomiasteczkowy i co ważne kolorystycznie spójny. Jest też dużo wizualnego powietrza, zabudowa nie jest zbyt wysoka, ulice szerokie, a jeśli wąskie to często przez zróżnicowanie terenu i tak jest wrażenie przestrzeni. Do tego trochę egzotycznie: palmy i drzewka cytrynowe na ulicach, rozmaryn, bazylia i tymianek wystające zza płotów, zaparkowane na pasach samochody i hinduscy sprzedawcy parasolek za każdym rogiem.